Badania dla zmieniającej się Europy

czw., 03/04/2025 - 09:00
Kod CSS i JS

Jakie tematy powinny znaleźć się w centrum przyszłych badań społecznych i humanistycznych? Jak skuteczniej powiązać naukę z potrzebami społeczeństwa, instytucji publicznych i decydentów? O tym rozmawiali uczestnicy warsztatów poświęconych przygotowaniom do partnerstwa Social Transformations and Resilience (STR) oraz przyszłych konkursów NCN, finansowanych z funduszy norweskich i środków krajowych. Wnioski z dyskusji mogą pomóc m.in. w uwzględnieniu polskiej perspektywy w strategicznej agendzie badawczej, przygotowywanej przez STR, oraz zaplanowaniu konkursów na projekty badawcze w kolejnej edycji funduszy norweskich.

W spotkaniu Connecting Research and Policy for a Greener, Inclusive and More Resilient Europe wzięli udział naukowcy z różnych dziedzin, ośrodków i na różnym etapie kariery naukowej, przedstawiciele administracji publicznej, organizacji pozarządowych i biznesu. Pracowali w trzech grupach tematycznych: zielona transformacja, demokracja, rządy prawa i prawa człowieka oraz włączenie i odporność społeczna.

– Rzadko mamy okazję, żeby w takim składzie porozmawiać nie o operacyjnych konkretach, tylko o wizji. Zwykle o planowaniu badań czy współpracy zaczyna się myśleć dopiero na etapie realizacji konkretnego projektu. To spotkanie pozwoliło spojrzeć szerzej, rozpoznać dostępne zasoby i dostrzec ich wartość – mówi dr Maksymilian Bielecki z Uniwersytetu SWPS, który moderował prace grupy zajmującej się tematyką zielonej transformacji.

Zielona transformacja

Grupa skupiła się na trzech poziomach zmiany: indywidualnym, społecznym i systemowym. Na poziomie indywidualnym podkreślano potrzebę zwiększania wiedzy o zmianach klimatycznych i rozwijania kompetencji, które pozwalają działać świadomie i skutecznie. – Marzy nam się społeczeństwo osób, które rozumieją, czym jest zmiana klimatu, wiedzą, czym ona się może zakończyć oraz mają zasoby i narzędzia – przede wszystkim poznawcze – żeby sobie z tą zmianą poradzić. I też osób, które rozumieją, że ich interes własny spotyka się z interesem społecznym w momencie, w którym podejmują działania na rzecz klimatu – dodaje moderator.

– Na poziomie społecznym hasłem, które wybrzmiało najgłośniej, była partycypacyjność – mówił. Zwrócił uwagę, że jest to temat silnie związany z polityką naukową, ponieważ nauka nie powinna pełnić roli dominującej, „przemawiając do ludzi i grup, ale powinna bardziej słuchać i współpracować z nimi”. Wskazywał, że chodzi o społeczeństwa, które są podmiotowe, mają realny wpływ na polityki i wyposażone są w narzędzia dojrzałego społeczeństwa obywatelskiego.

Na poziomie polityk publicznych, grupa wskazała na potrzebę tworzenia rozwiązań długoterminowych, odpornych na zmiany polityczne. – Nie możemy mieć klimatycznego ADHD, gdzie każda zmiana rządu oznacza porzucenie dotychczasowych strategii – zaznaczył moderator.

Demokracja, rządy prawa i prawa człowieka

Grupa moderowana przez Katarzynę Walczyk-Matuszyk z Instytutu Podstawowych Problemów Techniki PAN skoncentrowała się na: edukacji dla demokracji, instytucjach publicznych, agendzie cyfrowej oraz równości i przeciwdziałaniu dyskryminacji. W obszarze równości zaproponowano wizję społeczeństwa, które traktuje równość jako wartość. Symbolicznym skrótem tej idei stało się hasło MEGA – Make Equality Great Again. – Chodzi tutaj przede wszystkim o zmianę postaw społecznych dotyczących różnych grup wykluczonych i aspektów związanych z równością – podsumowała moderatorka. W obszarze edukacji obywatelskiej grupa zaproponowała wizję społeczeństwa „budowanego na wiedzy, posiadającego kompetencje, krytycznie myślącego, opartego na działaniu, także na szacunku i tolerancji”. Kluczowym warunkiem tej zmiany ma być zaangażowanie – zarówno obywateli, jak i instytucji edukacyjnych. Jeśli chodzi o instytucje publiczne, takie jak sądy, policja czy biura rzeczników, uczestnicy zwrócili uwagę na konieczność zapewnienia im odpowiedniego finansowania, ochrony przed naciskami politycznymi oraz rozwijania samoświadomości i komunikacji z obywatelami. W odniesieniu do agendy cyfrowej dyskutowano o nieprzewidywalności rozwoju technologii, wyzwaniach związanych z wolnością słowa i zakresie regulacji sfery, która coraz bardziej wpływa na życie społeczne.

Włączenie i odporność społeczna

Grupa moderowana przez Agnieszkę Chrząszcz z AGH pracowała nad tematami: wiek i demografia, polaryzacja i innowacje społeczne, rynek pracy oraz migracja i wielokulturowość. Każdej z tych dziedzin towarzyszyła próba sformułowania pozytywnej wizji przyszłości.

W odniesieniu do kwestii demograficznych zaproponowano model społeczeństwa międzypokoleniowego, w którym osoby młode i starsze współdziałają na równych prawach. W kontekście migracji mówiono o „otwartym społeczeństwie (w sensie popperowskim) i mądrym państwie". Takie społeczeństwo jest przyjazne i traktuje różnorodność jako zasób, a państwo rozumie migracje i tworzy polityki w sposób skuteczny, sprawiedliwy i oparty na dowodach. W przypadku rynku pracy zwracano uwagę na konieczność budowania dobrych warunków zatrudnienia, opartych na równości płci i ograniczaniu polaryzacji. W obszarze innowacji i podziałów społecznych pojawiła się wizja społeczeństwa, które "czerpie z różnorodności, nie boi się konfliktów i potrafi wykorzystać ich energię".

– Największym wyzwaniem jest to, że staramy się projektować badania na przyszłość, podczas gdy współczesność zmienia się niezwykle dynamicznie – zauważyła moderatorka. Zmiany w obszarze polityk społecznych, migracji, wojen kulturowych, cyfryzacji czy Big Data zachodzą bardzo szybko i są trudne do przewidzenia. – Nie operujemy w obszarze średniowiecznej literatury angielskiej – działamy na żywym organizmie, który zmienia się błyskawicznie. – Dlatego tak ważne jest budowanie odporności – społecznej i instytucjonalnej – na zjawiska, których dziś nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Jak podkreśliła, efekty warsztatów powinny być na tyle elastyczne, by uchwycić pewne problemy i wyzwania, nawet jeśli niektóre z nich będą się zmieniać w przyszłości.

Prof. Paweł Kaczmarczyk z Ośrodka Badań nad Migracjami UW, który brał udział w pracach tej grupy, podkreśla wartość współpracy w zróżnicowanym zespole. – To świetna płaszczyzna do tworzenia programów badawczych i projektowania polityk publicznych – mówi. Zwraca uwagę, że w dyskusjach szczególnie mocno wybrzmiał wątek doceniania różnorodności, obecny w wielu wymiarach – od demografii i edukacji po migracje. Wskazuje również na dystans, jaki dzieli debatę publiczną od bardziej złożonego postrzegania rzeczywistości przez badaczy, praktyków i interesariuszy.

Nauka społecznie zaangażowana

Jednym z najczęściej powracających tematów w podsumowaniu warsztatów była potrzeba większego zaangażowania w projekty badawcze partnerów spoza środowiska akademickiego – i to już na etapie planowania badań. – Kluczowe wydaje mi się zapraszanie do projektów aktorów takich jak organizacje pozarządowe. Kiedy uczestniczą w badaniach od początku, mogą od razu „konsumować” tworzoną wiedzę albo wręcz współtworzyć ją z badaczami. Dzięki temu wyniki badań szybciej przekładają się na praktykę – mówił prof. Witold Klaus z Instytutu Nauk Prawnych PAN. Podkreślał, że taka współpraca, dziś obecna głównie w projektach europejskich, powinna być również promowana i wspierana na poziomie finansowania badań podstawowych przez NCN.

Na konieczność większej współpracy z otoczeniem pozaakademickim zwracał uwagę też m.in. Maksymilian Bielecki. – Potrzebujemy, by nawet w badaniach podstawowych łatwiej było włączać interesariuszy zewnętrznych – czerpać wiedzę z NGO-sów, biznesu, nawet gdy projekt ma charakter podstawowy. Chodzi o to, by szerzej otworzyć drzwi naszych laboratoriów – mówił. I dodawał, że warto myśleć o interdyscyplinarności nie tylko jako współpracy między dyscyplinami, ale też między sektorami i poziomami – od osoby, przez społeczność, po politykę.

Warsztaty poświęcone przygotowaniom do partnerstwa Social Transformations and Resilience (STR)Warsztaty poświęcone przygotowaniom do partnerstwa Social Transformations and Resilience (STR)

Warsztaty odbyły się 1 kwietnia 2025 roku w Instytucie Podstawowych Problemów Techniki PAN w Warszawie. Zostały zorganizowane przez Narodowe Centrum Nauki oraz Norweską Radę ds. Badań Naukowych (RCN) w ramach funduszy norweskich i EOG 2014-2021.

Szczegółowe podsumowania prac poszczególnych grup roboczych zostaną wkrótce opublikowane w formie raportów na stronie internetowej.

W najbliższych dniach opublikujemy także nowy odcinek podcastu NCN o partnerstwie STR oraz inicjatywie Science and Society, realizowanej przez NCN dzięki wsparciu z funduszy norweskich i EOG.

Priorytety badawcze dla zielonej, otwartej i odpornej Europy – warsztaty z udziałem polskich interesariuszy

pt., 28/03/2025 - 12:30
Kod CSS i JS

We wtorek 1 kwietnia w Instytucie Podstawowych Problemów Techniki PAN w Warszawie odbędą się warsztaty pt. Connecting Research and Policy for a Greener, Inclusive and More Resilient Europe. Celem warsztatów jest zidentyfikowanie priorytetów badawczych oraz tematów wymagających dalszych badań na rzecz zielonej, otwartej i odpornej Europy. Uczestnikami warsztatów będą przedstawiciele polskiego środowiska naukowego, a także ministerstw, organizacji pozarządowych oraz biznesu. Współorganizatorami warsztatów są Narodowe Centrum Nauki oraz Norweska Rada ds. Badań Naukowych (RCN).

Spotkania prowadzone będą w trzech blokach tematycznych:

  • zielona transformacja,
  • demokracja, rządy prawa i prawa człowieka,
  • inkluzja i odporność społeczna.

O przebiegu warsztatów będziemy informować na bieżąco.

Warsztaty, realizowane w ramach Funduszy EOG i Norweskich 2014-2021, są zgodne ze strategicznymi celami Partnerstwa Social Transformations and Resilience (STR) przygotowywanego obecnie przez państwa członkowskie UE, koordynowanego przez Narodowe Centrum Nauki. Działania w partnerstwie rozpoczną się w 2027 r.

W ramach partnerstwa STR będą organizowane konkursy na międzynarodowe projekty badawcze z zakresu nauk humanistycznych i społecznych odpowiadające na wyzwania społeczne wynikające ze zmian klimatycznych, demograficznych, postępu technologicznego oraz niespodziewanych kryzysów, takich jak wojna czy pandemia. Dodatkowo celem programu jest także wspieranie tworzenia polityki opartej na badaniach naukowych w czterech głównych obszarach:

- modernizacja systemów ochrony społecznej i usług podstawowych,

- przyszłość pracy,

- wspieranie edukacji i rozwijanie umiejętności,

- sprawiedliwa transformacja w kierunku neutralności klimatycznej.

Zapraszamy do śledzenia Partnerstwa STR na stronie internetowej Chanse oraz NCN (w zakładce: Współpraca międzynarodowa – Partnerstwo STR).

Polsko-szwajcarskie projekty z finansowaniem w Weave-UNISONO

śr., 26/03/2025 - 10:30
Kod CSS i JS

Dwa projekty z udziałem badaczy z Polski i Szwajcarii otrzymały finansowanie w konkursie Weave-UNISONO. Naukowcy będą analizować dyskusje dotyczące generatywnej sztucznej inteligencji w mediach społecznościowych oraz pracować nad personalizacją radioterapii w leczeniu nowotworów.

Dr hab. Marcin Koszowy z Politechniki Warszawskiej, wspólnie  z badaczami ze szwajcarskiego uniwersytetu Universita della Svizzera italiana, zrealizuje projekt Racje formułowane przez innych: zastrzeżenia i kontrargumentacja w polilogach. Naukowcy zamierzają zbadać wzorce zastrzeżeń i kontrargumentów (wzorce CO(u)N: concession & counterargument) w dyskusjach na temat generatywnej sztucznej inteligencji (SI) oraz dużych modeli językowych (LMM) w mediach społecznościowych.

Dr hab. Antoni Ruciński z Instytutu Fizyki Jądrowej im. Henryka Niewodniczańskiego PAN we współpracy ze szwajcarskimi naukowcami z Uniwersytetu w Zurychu przeprowadzi badania, które będą krokiem w kierunku zwiększenia stopnia personalizacji i efektywności radioterapii protonowej w leczeniu nowotworów. Badacze chcą w planowaniu terapii zastosować nanodozymetryczne metody obliczeniowe, które uwzględniają bardzo małe wielkości fizyczne, a następnie weryfikować je eksperymentalnie. Takie podejście pozwoli dokładniej przewidywać, w jaki sposób promieniowanie wpłynie na komórki nowotworowe i zdrowe, dzięki czemu w przyszłości będzie można lepiej zaplanować leczenie pacjentów i bardziej precyzyjnie określać dawkę promieniowania.

Wnioski były oceniane w konkursie Weave-UNISONO przez szwajcarską agencję  SNSF – Swiss  National  Science Foundation. Narodowe Centrum Nauki zaakceptowało wyniki tej oceny w ramach współpracy w programie Weave.

Listy rankingowe Weave-UNISONO

Lista nr 10 w .pdf

Weave-UNISONO i procedura agencji wiodącej

Konkurs Weave-UNISONO to efekt wielostronnej współpracy między instytucjami finansującymi badania naukowe, skupionymi w stowarzyszeniu Science Europe. Został ogłoszony w celu uproszczenia procedur składnia i selekcji projektów badawczych we wszystkich dyscyplinach nauki, angażujących badaczy z dwóch lub trzech krajów europejskich biorących udział w konkursie.

Wyłanianie laureatów opiera się na procedurze agencji wiodącej – Lead Agency Procedure (LAP), w myśl której tylko jedna z instytucji partnerskich odpowiedzialna jest za pełną ocenę merytoryczną wniosku, a pozostali partnerzy akceptują wyniki tej oceny.

W ramach programu Weave partnerskie zespoły badawcze składają wnioski o finansowanie równolegle do lead agency oraz do właściwych dla siebie instytucji w programie. Wspólny projekt musi zawierać spójne plany badawcze, wyraźnie ukazujące wartość dodaną współpracy międzynarodowej.

Konkurs Weave-UNISONO jest otwarty w trybie ciągłym. Zachęcamy zespoły planujące współpracę z partnerami z Austrii, Czech, Słowenii, Szwajcarii, Niemiec, Luksemburga i Belgii-Flandrii do zapoznania się z treścią ogłoszenia konkursowego i składania wniosków.

EOSC National Tripartite Event Poland 2025 online

pon., 24/03/2025 - 12:00
Kod CSS i JS

Już jutro startuje trzecia edycja EOSC National Tripartite Event Poland 2025. Zapraszamy do oglądania transmisji na żywo z wydarzenia.

Podczas EOSC NTE Poland 2025 będziemy dyskutować o roli Polski w kształtowaniu Europejskiej Chmury Otwartej Nauki (EOSC), wymieniać się doświadczeniami dotyczącymi najlepszych praktyk w zarządzaniu danymi badawczymi oraz rozmawiać o wyzwaniach, przed którymi stoją krajowe i europejskie infrastruktury badawcze na drodze do efektywnej współpracy w ramach Federacji EOSC. Przedstawimy też polski węzeł krajowy, EOSC PL, który wraz z 12 innymi węzłami z całej Europy będzie uczestniczyć w procesie współtworzenia zasad i mechanizmów funkcjonowania Federacji EOSC w ramach fazy pilotażowej.

Narodowe Centrum Nauki pełni rolę polskiej organizacji przedstawicielskiej w Stowarzyszeniu EOSC oraz koordynatora krajowego węzła EOSC PL.

Zapraszamy do oglądania transmisji na żywo z wydarzenia.

Decyzje dla wniosków niespełniających wymogów formalnych złożonych w konkursie MINIATURA 9 w lutym

pon., 24/03/2025 - 07:00
Kod CSS i JS

Informujemy, że dziś zostaną wysłane decyzje dla wniosków złożonych w konkursie MINIATURA 9 w lutym, które nie zostały zakwalifikowane do finansowania z powodu niespełnienia wymogów formalnych. Uzasadnienia dostępne są w systemie OSF. Prosimy o sprawdzenie statusu wniosku w systemie OSF oraz Elektronicznych Skrzynek Podawczych ESP (ePUAP).

Przypominamy, że decyzje wysyłane są w formie elektronicznej na wskazany we wniosku adres Elektronicznej Skrzynki Podawczej (ESP ePUAP) wnioskodawcy. W przypadku braku decyzji, należy sprawdzić poprawność adresu ESP podanego we wniosku. W przypadku podania błędnego adresu, należy skontaktować się z opiekunem wniosku podanym w systemie OSF.

Światło pod kontrolą

czw., 20/03/2025 - 15:00
Kod CSS i JS

Polska jest jednym z krajów o najszybszym tempie wzrostu zanieczyszczenia światłem w Europie. Aż 20% populacji kraju żyje w miejscach, gdzie nocne niebo jest tak jasne, że wzrok przez całą dobę pozostaje w dziennym trybie widzenia[1]. Problem ten dotyczy nas wszystkich, choć większość z nas nie zdaje sobie z tego sprawy.

Zanieczyszczenie światłem sztucznym to termin określający wszystkie negatywne skutki nadmiernej nocnej ekspozycji na sztuczne oświetlenie dla człowieka i środowiska. Ekspozycja na światło nocne między innymi obciąża układ wzrokowy, zaburza rytm okołodobowy, hamuje wydzielanie melatoniny i pogarsza jakość snu. Coraz więcej badań wskazuje także na zwiększone ryzyko chorób przewlekłych związanych z długotrwałym kontaktem ze sztucznym oświetleniem w nocy, choć wiedza na ten temat wciąż się rozwija. Światło nocne ma też wpływ na ekosystemy – dezorientuje zwierzęta, zaburza migracje, rozregulowuje cykle życiowe roślin i osłabia bioróżnorodność.

Prof. Karolina Zielińska-DąbkowskaProf. Karolina Zielińska-Dąbkowska Dr hab. inż. arch. Karolina Zielińska-Dąbkowska – architekt i projektant oświetlenia, profesor na Politechnice Gdańskiej – bada wpływ sztucznego światła na zdrowie i środowisko. Pracowała w Berlinie, Londynie, Nowym Jorku i Zurychu, uczestnicząc w realizacji projektów takich jak Burj Khalifa w Dubaju, Tribute in Light Memorial w Nowym Jorku czy iluminacja nowego Planetarium dla Royal Observatory Greenwich. Jest członkinią prestiżowego Królewskiego Instytutu Architektów Brytyjskich (RIBA) oraz jedyną przedstawicielką Polski w Międzynarodowym Stowarzyszeniu Projektantów Oświetlenia (IALD) w stopniu professional member.

Po niemal 20 latach pracy za granicą wróciła do Polski. Wcześniej eksternistycznie obroniła tu doktorat, za który otrzymała nagrodę Prezesa Rady Ministrów. Reprezentuje dwa światy – naukowców i praktyków. Jak mówi, potrafi przełożyć odkrycia badaczy na język zrozumiały dla projektantów oświetlenia i dostrzega problemy, które umykają naukowcom.

Jej artykuły ukazały się m.in. w Science i Nature, a publikacja w Science była efektem projektu MINIATURA finansowanego przez NCN. Obecnie współkieruje międzynarodowym projektem PLAN-B w ramach Horyzontu Europa, którego celem jest opracowanie rozwiązań ograniczających hałas i zanieczyszczenie światłem – dwóch kluczowych zagrożeń dla ekosystemów i bioróżnorodności w Europie.

O zanieczyszczeniu światłem z prof. Karoliną Zielińską-Dąbkowską rozmawia Anna Korzekwa-Józefowicz.

Światło, które nam (nie) służy

Anna Korzekwa-Józefowicz: Jest coś takiego jak dobre światło sztuczne, przyjazne dla zdrowia ludzi i środowiska?

Karolina Zielińska-Dąbkowska: Od momentu wynalezienia żarówki elektrycznej przemysł nieustannie oferuje nam kolejne rozwiązania, reklamując je jako zdrowe, choć niekoniecznie takie rzeczywiście są.

Przez tysiące lat ludzki organizm dostosowywał się do cyklu dnia i nocy, a światło słoneczne regulowało kluczowe procesy biologiczne. Nie istnieje – i prawdopodobnie nigdy nie powstanie – sztuczne oświetlenie, które w pełni odwzoruje właściwości światła naturalnego. Jego fale zmieniają się w ciągu dnia: o wschodzie dominują ciepłe, czerwone barwy, w południe przybywa więcej fali światła niebieskiego w jego spektrum, a wieczorem przy zachodzie słońca znów przeważają ciepłe barwy.

Badania nad widmem różnych źródeł światła wykazały, że paradoksalnie jednym z najzdrowszych rozwiązań była tradycyjna żarówka wolframowa. Emitowała ciepłe, ciągłe widmo światło białego, zbliżone do barwy zachodzącego słońca, z niewielką ilością światła niebieskiego. Jej wadą była jednak niska efektywność energetyczna – jedynie około 10% energii zamieniała na światło, a resztę na ciepło.

Używane do niedawna świetlówki kompaktowe, zwane żarówkami energooszczędnymi, zawierały rtęć, w postaci ciekłej i gazowej, co stanowiło zagrożenie zarówno dla zdrowia, jak i środowiska. Wiele osób wyrzucało je do zwykłych śmieci, a po rozbiciu na wysypiskach rtęć przedostawała się do otoczenia. Dopiero stosunkowo niedawno zaczęliśmy dostrzegać skalę tego problemu.

Tradycyjne żarówki nie są już sprzedawane w Unii Europejskiej, wygaszana jest też produkcja świetlówek. Powszechnie stosowane są LED-y. To nie jest dobre rozwiązanie?

Diody LED są energooszczędne i zrewolucjonizowały przemysł oświetleniowy – to obecnie najczęściej stosowane źródło światła białego. Korzystanie ze światła LED wymaga jednak świadomości i odpowiedzialności.

Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że światło, które postrzegamy jako białe, w rzeczywistości pochodzi z niebieskiej diody LED pokrytej warstwą luminoforu – zazwyczaj fosforu. To właśnie wynalezienie białego światła z niebieskich diod umożliwiło rozwój tej technologii, za co w 2014 roku trzech japońskich naukowców otrzymało Nagrodę Nobla.

Jeszcze do końca XX wieku uważano, że w ludzkim oku występują tylko dwa rodzaje fotoreceptorów – czopki, odpowiedzialne za widzenie barwne, oraz pręciki, umożliwiające widzenie w słabym oświetleniu. Na początku XXI wieku odkryto jednak trzeci rodzaj – komórki zwojowe wrażliwe na światło (ipRGCs). Są one szczególnie czułe na fale o długości około 480 nanometrów, czyli właśnie na światło niebieskie.

W zależności od grubości warstwy luminoforu światło LED może wydawać się cieplejsze lub chłodniejsze, ale niezależnie od jego barwy nasze oczy nadal rejestrują fale o długości od 460 do 500 nanometrów. Są one charakterystyczne dla światła dziennego przy bezchmurnym niebie w południe, co ma istotny wpływ na organizm.

Organizm wysyła nam sygnał do działania?

Tak, ponieważ światło niebieskie stymuluje produkcję kortyzolu – hormonu aktywności. Dlatego ekspozycja na LED-y wieczorem i w nocy może zaburzać rytm okołodobowy, utrudniając zasypianie i ograniczając wydzielanie melatoniny. Może to zakłócać naturalne procesy biologiczne i prowadzić do długoterminowych konsekwencji zdrowotnych.

Ale skutki sztucznego światła odczuwają nie tylko ludzie. Nawet ciepłe światło LED, które wydaje się dla nas bardziej przyjazne, może zaburzać funkcjonowanie innych organizmów. Drzewa oświetlane nocą nie zrzucają liści na zimę, co zaburza ich cykl wzrostu – gdy nadchodzą mrozy, zamarzający sok może uszkodzić ich tkanki i doprowadzić do obumierania. Świetliki tracą zdolność odnajdywania się nawzajem, ponieważ ich naturalne sygnały świetlne giną w intensywnym blasku sztucznego oświetlenia, co utrudnia ich rozmnażanie. Ptaki migrujące mylą światło LED z gwiazdami, według których frekwencji się orientują, przez co masowo giną, rozbijając się o szyby budynków. W wielu miastach w Stanach Zjednoczonych zaczęto więc wyłączać lub ograniczać nocne oświetlenie podczas migracji ptaków, by zmniejszyć te straty.

Nie można tak zmodyfikować LED-ów, by ich światło było bliższe naturalnemu i zdrowsze?

Technologie LED opierają się na elektronice. Aby odwzorować spektrum światła dziennego, potrzebne byłyby fale, które naturalnie występują w świetle słonecznym, jak na przykład podczerwień i bliska podczerwień. To ostatnia sprawia, że w ciągu dnia odczuwamy ciepło na skórze i niweluje negatywny wpływ działania promieni UV na wzrok. Jednak gdybyśmy próbowali dodać ją do oświetlenia LED, spowodowałoby to zagotowanie się elektroniki. Dlatego nie ma szans na wprowadzenie takiego rozwiązania w stu procentach.

W Polsce jak we Francji 30 lat temu

W takim razie jak można ograniczyć negatywne skutki sztucznego światła dla ludzi i środowiska?

Istnieją wytyczne dla projektantów, które pomagają zmniejszyć zanieczyszczenie światłem. Przykładem jest Manifest ROLAN, przygotowany przez grupę badawczą ILLUME, którą kieruję na Politechnice Gdańskiej, we współpracy z International Dark-Sky Association i innymi organizacjami międzynarodowymi działającymi w obszarze oświetlenia sztucznego. Dokument ten określa 10 zasad odpowiedzialnego używania światła w nocy. Przede wszystkim światło powinno być stosowane tylko tam, gdzie jest naprawdę potrzebne, powinno mieć odpowiednią jasność i barwę i być skierowane we właściwym kierunku oraz kontrolowane pod względem czasu świecenia.

Oczywiście nie wszystko da się zmienić od razu, bo często w grę wchodzą duże pieniądze. Jeśli na przykład miasto już podjęło decyzję bez wcześniejszych konsultacji i zainwestowało w zimne LED-y, to prawdopodobnie pozostaną one na kolejne dziesięć lat, a może i dłużej – nikt nie będzie miał budżetu, by wymienić je natychmiast.

Sama jeszcze kilka lat temu mieszkałam w pobliżu terenów zielonych. Potem pod moim oknem powstała nowa ulica. Ruch nocą jest na niej znikomy, ale kilkanaście latarni świeci prosto w okna mojej sypialni. Co można zrobić w takiej sytuacji?

Można zastosować inteligentne systemy sterowania oświetleniem, wykorzystujące czujniki ruchu. W praktyce wygląda to tak: natężenie światła w obszarze rezydencjalnym może być automatycznie redukowane, np. do 20% w godzinach nocnych. Gdy pojawi się ruch, na przykład samochód, pieszy czy rowerzysta, czujniki wykrywają obecność i stopniowo zwiększają natężenie światła. Kiedy ruch ustaje, system ponownie je przyciemnia. Inne opcje to np. wyłączanie części latarni w określonych godzinach. Poza tym można zaprojektować dodatkowe osłony przeciwko olśnieniu na latarni ulicznej, wtedy strumień światła jest kierowany z dala od okien.

Za nadmiar światła w miastach odpowiedzialne jest nie tylko oświetlenie ulic.

Oczywiście, jeśli lampy uliczne nie są skierowane w dół, światło rozprasza się powyżej linii horyzontu, przyczyniając się do powstawania miejskiej łuny świetlnej. Ale głównych winowajców jest więcej. To także reklamy świetlne, które często są mocowane wertykalnie, oraz oświetlenie dekoracyjne budynków, oświetlenie obiektów sportowych czy imprez. W Polsce wciąż stosuje się rozwiązania, które we Francji były popularne w latach 80. i 90., czyli tak zwane oświetlenie zalewowe, gdzie reflektory umieszczone na dole kierują światło w górę lub pod kątem.

Oświetlenie dekoracyjne można teoretycznie wyłączyć, ale wszystko zależy od tego, jak zostało zaprojektowane. Jeśli za projekt odpowiadał inżynier elektryk lub profesjonalny projektant światła, mógł on przekonać inwestora do zastosowania odpowiednich rozwiązań – na przykład takiego okablowania, które pozwala na niezależne sterowanie poszczególnymi grupami opraw oświetleniowych. Wtedy można je wyłączać według potrzeb.

Niestety, w wielu miejscach systemy oświetleniowe działają tylko w trybie „włącz/wyłącz”, a jedyną regulacją jest czujnik zmierzchu, który automatycznie uruchamia oświetlenie po zapadnięciu ciemności. Można oczywiście wdrożyć bardziej zaawansowane sterowanie natężeniem światła, ale to dodatkowy koszt, a w wielu miejscach są inne priorytety.

W lutym Kraków przyjął uchwałę ograniczającą hałas w nocy, która ma znacząco poprawić komfort życia mieszkańców. Podobne regulacje obowiązują w Gdańsku i Poznaniu. Może kolejnym krokiem mogłyby być rozwiązania ograniczające światło? Są jakieś dobre wzorce?

Problemu zanieczyszczenia światłem wciąż nie traktuje się u nas poważnie. A im większe miasto, tym trudniej wprowadzić zmiany. W małych miejscowościach jest to łatwiejsze.

Dobrym przykładem jest gmina Jeleśnia, a konkretnie Sopotnia Wielka – jedyna w Polsce miejscowość z międzynarodowym certyfikatem Dark Sky Community, przyznawanym przez organizację Dark Sky International. Mieszkańcy aktywnie zaangażowali się w ochronę ciemnego nieba, czego efektem jest oświetlenie uliczne skierowane w dół, z możliwością jego wyłączania. Zmodernizowano również oświetlenie fasady kościoła oraz prywatnych posesji, ograniczając emisję światła w górę. Dzięki temu Sopotnia Wielka stała się miejscem sprzyjającym obserwacjom astronomicznym – zarówno amatorskim, jak i profesjonalnym. To efekt wieloletnich działań i świadomego podejścia do zarządzania oświetleniem.

Ale generalnie wydaje mi się, że w Polsce, jeśli coś nie jest ustawowym obowiązkiem, to niewiele osób czuje potrzebę, żeby się tym zajmować. Po co to robić, skoro nie ma takiego wymogu?

Ta kwestia nie jest uregulowana ustawowo?

W prawie ochrony środowiska problem w ogóle nie istnieje. Nie ma kompleksowych strategii ani tzw. masterplanów świetlnych (lighting masterplans), które określałyby, gdzie należy ograniczać sztuczne światło, a gdzie dopuszczalne jest jego większe natężenie. Dotyczy to m.in. parków narodowych, krajobrazowych oraz obszarów Natura 2000, które powinny podlegać szczególnej ochronie.

Często słyszy się o ogromnych reklamach, które świecą ludziom prosto w okna, a mieszkańcy niewiele mogą z tym zrobić. W przepisach budowlanych znajduje się jedynie ogólna wzmianka o dopuszczalnych wartościach emisji światła, ale w przypadku reklam ruchomych nawet nie ma tanich ogólnodostępnych narzędzi, by to dokładnie zmierzyć. Nie istnieją też prawnie określone poziomy natężenia światła wertykalnego – są jedynie niewiążące rekomendacje w Polskiej Normie Oświetleniowej.

Listy do Rzecznika

Skoro brakuje rozwiązań ustawowych, to kto stoi na straży ciemnego nieba?

Ludzie piszą skargi do Rzecznika Praw Obywatelskich. Rzecznik zwracał się z interwencją do ministrów środowiska i zdrowia, ale ich odpowiedź była jednoznaczna – „to nie nasz problem.” W zeszłym roku odbyło się też duże interdyscyplinarne seminarium organizowane przez biuro Rzecznika, w którym brałam udział.

Poza tym problem właściwie nie istnieje w debacie publicznej, brakuje zrozumienia na poziomie krajowym. To może się jednak zmienić, ponieważ w Unii Europejskiej rozpoczęto kilka projektów badawczych poświęconych zanieczyszczeniu światłem sztucznym. Sama wygrałam i ko-kieruję jednym z nich – jego celem jest opracowanie wytycznych dla miast dotyczących ograniczenia emisji światła i hałasu, uwzględniając ich wpływ na bioróżnorodność i ekosystemy.

Tak więc regulacje prędzej czy później zostaną wprowadzone na poziomie unijnym, a Polska będzie musiała się do nich dostosować – najpierw w przepisach krajowych, a potem lokalnych.

Jeśli są interwencje u Rzecznika Praw Obywatelskich, to rozumiem, że przynajmniej część z nas zdaje sobie sprawę z konsekwencji używania nadmiernego oświetlenia.

Świadomość społeczna w tej kwestii na pewno rośnie. Dobrym przykładem jest sytuacja w Gdańsku na Górze Gradowej – punkcie widokowym otoczonym zielenią i zamieszkiwanym przez nietoperze, gdzie astronomowie amatorzy wciąż mogą obserwować niebo.

Jakiś czas temu pojawił się pomysł stworzenia tam Parku Iluminacji – przestrzeni z intensywnym oświetleniem, która miała pełnić funkcję edukacyjną i przyciągać turystów. Mieszkańcy, świadomi negatywnych skutków nadmiernego światła, zaczęli protestować. Zorganizowano społeczne konsultacje, w których wzięli udział biolodzy oraz znany specjalista od nietoperzy z Trójmiasta.

Dzięki tej mobilizacji sprawa nabrała takiego rozgłosu, że zainteresowali się nią radni miejscy i projekt został wstrzymany. To przykład na to, że presja społeczna może wpływać na decyzje władz, zwłaszcza gdy temat nagłośnią media i zaangażują się eksperci.

Potrzebna większa świadomość

Które miejsca należy szczególnie ochronić przed zanieczyszczeniem światłem?

Marzy mi się, żeby każde miasto miało obowiązkowo tzw. miejski masterplan świetlny (urban lighting masterplan). Taki plan pozwalałby jasno określić, jak projektować oświetlenie w przestrzeni miejskiej. Gdy składana jest dokumentacja o pozwolenie na budowę, można byłoby sprawdzić, czy na przykład wielka reklama świetlna nie znajduje się w pobliżu cennego obszaru przyrodniczego czy rezydencjalnego.

Druga rzecz to ochrona terenów cennych przyrodniczo, jak obszary Natura 2000, aby zachować siedliska gatunków roślin i zwierząt szczególnie cennych dla Unii Europejskiej. W wielu krajach mają one duże znaczenie, ale w Polsce wciąż ich znaczenie nie jest powszechnie rozumiane. W Gdańsku jednym z miejsc, które badamy w ramach grantu unijnego, jest Twierdza Wisłoujście. To historyczna fortyfikacja, ale też miejsce, gdzie od wieków zimują nietoperze, w tym jeden bardzo rzadki gatunek, zagrożony wyginięciem. Światło ma na niego ogromny wpływ.

I teraz wyobraźmy sobie, że mimo że Twierdza Wisłoujście jest obszarem Natura 2000, co roku odbywa się tam festiwal muzyki elektronicznej – dokładnie w czasie, gdy nietoperze mają okres godowy. Hałas, światło – wszystko, co im szkodzi. Nie mówiąc już o tym, że przeszkadza to też okolicznym mieszkańcom. A jednak nikt się tym nie przejmuje.

Chciałabym, żeby świadomość była większa – nie tylko wśród mieszkańców czy lokalnych społeczności, ale też wśród urzędników. Żeby nie reagowali na te tematy z irytacją: „O nie, znowu jakiś problem, teraz światło im przeszkadza!”, tylko faktycznie słuchali argumentów przemawiających np. za zmianą dat imprez masowych, tak aby nie zakłócały one rytmów natury. Za każdym razem, gdy udzielam wywiadu czy pojawia się artykuł, czytam potem komentarze typu: „Wyłączmy całe światło, niech będzie ciemno jak w średniowieczu!”.

Ale tu nie chodzi o całkowitą ciemność, tylko o rozsądne zarządzanie światłem.

Wspomniała Pani, że rozwiązania przyjdą pewnie z Unii Europejskiej. Jak to w tej chwili wygląda w innych krajach?

Są państwa, które już dawno wprowadziły skuteczne regulacje. Jednym z pierwszych była Słowenia, w której od 2007 roku obowiązuje bardzo rygorystyczne prawo ograniczające zanieczyszczenie światłem elektrycznym. We Francji natomiast w 2018 roku wprowadzono np. przepisy nakazujące wyłączanie oświetlenia biurowego o określonych godzinach wieczornych, ograniczanie oświetlenia ulicznego oraz reklam na budynkach. Oczywiście są wyjątki, np. turystyczne centrum Paryża, ale generalnie te zasady są przestrzegane.

Niemieckie miasta, w porównaniu z Polską, są znacznie ciemniejsze – poziom oświetlenia ulicznego jest bardziej kontrolowany.

Co istotne, poziomy natężenia oświetlenia zewnętrznego nie wynikają bezpośrednio z przepisów prawa, lecz z rekomendacji Międzynarodowej Komisji Oświetleniowej (CIE), które później są uwzględniane w normach oświetleniowych. Jednak warto podkreślić, że normy te to często jedynie zalecenia, a nie obowiązujące prawo.

Niestety, na poziomie europejskim normy oświetleniowe jeszcze często tworzą głównie przedstawiciele koncernów z tej branży, co sprzyja interesom przemysłu. Naukowcy zajmujący się tym problemem mają ograniczone możliwości wpływu, bo nie dysponują takimi środkami jak duże firmy.

Projektowanie bardziej odpowiedzialne

Ma Pani na swoim koncie takie realizacje, jak choćby iluminację Burj Khalifa w Dubaju. Imponująca budowla, ale nie kojarzy się z rozsądnym podejściem do światła.

Dr hab. inż. arch. Karolina Zielińska-DąbkowskaDr hab. inż. arch. Karolina Zielińska-Dąbkowska Kiedyś w ogóle nie myślałam o świetle w ten sposób. Biuro, w którym wtedy pracowałam w Nowym Jorku, Fisher Marantz Stone Partners, jedno z dwóch najstarszych i najbardziej prestiżowych zajmujących się iluminacją na świecie, odpowiadało za oświetlenie zewnętrzne i wewnętrzne Burj Khalifa. Nad nim pracował cały team, nie tylko ja.

Było to oświetlenie stałe, które nie jest aż tak problematyczne ze względu na zastosowane źródła światła, nie były to LED-y. Oczywiście, światło było skierowane w górę, ale działało w fazach i scenach świetlnych, więc nie świeciło jednostajnie – było przygaszane i miało określony rytm. Nie braliśmy jednak udziału w projekcie typu event lighting, czyli tym z dynamicznymi efektami świetlnymi przypominającymi fajerwerki – za to odpowiadała inna pracownia z Wielkiej Brytanii.

A wie Pani, kiedy tak naprawdę po raz pierwszy zainteresowałam się problemem zanieczyszczenia światłem?

Chętnie posłucham.

Pracowałam w tym samym amerykańskim biurze i brałam udział w projekcie Tribute in Light w Nowym Jorku. To były dwa snopy światła, symbolizujące bliźniacze wieże WTC, instalowane na terenie Ground Zero dla upamiętnienia tragedii i ludzi, którzy zginęli 11 września 2001.

To było bardzo ciekawe doświadczenie – ogromna skala, precyzyjne kalibracje. Wcześniej pracowałam już zawodowo w Berlinie, ale to było zupełnie inne doświadczenie. Te dwa snopy światła to nie były po prostu dwa źródła – tam znajdowało się wiele opraw z wysokoprężnymi reflektorami ksenonowymi, których temperatura powierzchni była bardzo wysoka.

I wtedy wydarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał. Kiedy włączyliśmy instalację, zaczęło coś spadać z nieba na oprawy i syczeć. Z przerażeniem zobaczyłam, że to ptaki i ćmy.

Okazało się, że Tribute in Light znajduje się dokładnie na trasie migracyjnej ptaków. One nawigują m.in. dzięki wbudowanemu kompasowi, ale światło o tak dużej intensywności i specyficznym spektrum zakłócało ich orientację przestrzenną. Wpadały w ten słup światła i zaczynały wirować, nie mogąc się wydostać. W końcu padały z wyczerpania albo spadały na oprawy, które były bardzo gorące.

Podobnie było z owadami, zwłaszcza dużymi ćmami, które również wpadały w ten świetlny wir. Nikt z wcześniej tego nie przewidział. Dopiero później organizacje zajmujące się ochroną ptaków zaczęły nagłaśniać problem.

To był moment, w którym uświadomiłam sobie, że światło ma też swoją ciemną stronę – coś, o czym rzadko się mówi. I że jako projektanci musimy brać to pod uwagę. Od tamtego czasu zrobiliśmy ogromny krok naprzód, mamy większą świadomość i projektujemy bardziej odpowiedzialnie. Gdy patrzę wstecz na niektóre swoje projekty, myślę, że zrobiłabym je inaczej. Ale wtedy po prostu nie mieliśmy tej wiedzy. Jedna dobra rzecz jest taka, że światło zawsze można wyłączyć.

25 marca komisja senacka będzie rozpatrywała petycję w sprawie podjęcia inicjatywy ustawodawczej dotyczącej zmiany ustawy z dnia 27 kwietnia 2001 r. Prawo ochrony środowiska, w celu uregulowania problemu ochrony środowiska naturalnego przed zanieczyszczeniem świetlnym w Polsce.

W cyklu rozmów NCN o badaniach, ścieżkach kariery, godzeniu ról zawodowych i prywatnych poprzednio ukazały się m.in. wywiady z laureatami grantów ERC Anną Matysiak, demografką i ekonomistką, Krzysztofem Szade, biochemikiem, Różą Szwedą, chemiczką polimerów, Ewą Szczurek, informatyczką, Kathariną Boguslawski, chemiczką kwantową i stypendystkami programu L’Oréal-UNESCO Dla Kobiet i Nauki – dr Zuzanną Świrad oraz dr Martą Pacią i dr Aleksandrą Rutkowską

Wszystkie wywiady


[1]Dane na podstawie „Zanieczyszczenie światłem w Polsce. Raport 2023”, LPPT 2023 https://lptt.org.pl/dzialalnosc/raport/

Praktyczna wiedza w Rzeszowie

śr., 19/03/2025 - 14:00
Kod CSS i JS

Rozpoczęła się rejestracja na warsztaty towarzyszące tegorocznym Dniom NCN, które odbędą się 12-13 maja na Uniwersytecie Rzeszowskim. Spotkania są skierowane do badaczek, badaczy i osób zajmujących się administracyjną obsługą nauki, które chcą lepiej poznać zasady ubiegania się o granty NCN, proces oceny wniosków, zasady realizacji projektów oraz dobre praktyki w zarządzaniu danymi badawczymi.

Otwarcie o finansowaniu badań

Dni NCN to cykliczne wydarzenie organizowane w różnych częściach Polski. Jego celem jest przybliżenie systemu grantowego NCN społecznościom akademickim i naukowym z całego kraju.

Tegorocznym współorganizatorem jest Uniwersytet Rzeszowski, a wśród partnerów znajdują się Miasto Rzeszów, Wojewódzki Urząd Pracy, uczelnie z regionu oraz Podkarpackie Centrum Innowacji. Program obejmuje część otwartą, dostępną bez wcześniejszych zapisów oraz warsztaty wymagające rejestracji. 12 maja, w otwartej części wydarzenia, odbędzie się m.in. spotkanie informacyjne NCN dotyczące dostępnych konkursów, finansowania badań i przyszłości systemu grantowego. Zaplanowano również prelekcje i dyskusje na temat wyzwań związanych z organizacją nauki i finansowaniem badań. Jedna z debat będzie poświęcona wpływowi sztucznej inteligencji na naukę.

Program Dni NCN 2025 w Rzeszowie

Warsztaty dla pracowników naukowych i administracji

13 maja uczestnicy Dni NCN będą mogli wziąć udział w warsztatach skierowanych do naukowców, pracowników administracyjnych jednostek naukowych oraz osób zajmujących się zarządzaniem danymi badawczymi.

  • Ocena wniosków – posiedzenie zespołu ekspertów NCN

Spotkanie będzie symulacją posiedzenia zespołu ekspertów oceniającego wnioski złożone w konkursie krajowym Narodowego Centrum Nauki. W trakcie warsztatów uczestnicy występujący w roli ekspertów będą pracować na dokumentacji autentycznych projektów złożonych w poprzednich latach do NCN, których autorzy zgodzili się na ich wykorzystanie do celów szkoleniowych.

Warsztaty są przeznaczone dla naukowców, w tym doktorantów, którzy planują złożenie wniosku o finansowanie projektu badawczego w konkursach Narodowego Centrum Nauki. Warunkiem udziału w warsztatach będzie sporządzenie z wyprzedzeniem recenzji dla wniosków grantowych, które będą omawiane podczas warsztatów.

Szczegóły i rejestracja

  • Warsztaty dotyczące zarządzania danymi badawczymi

Warsztaty poświęcone będą tworzeniu planów zarządzania danymi (DMP) zgodnie z wymogami NCN. Spotkanie rozpocznie się od części teoretycznej, a następnie uczestnicy będą pracować w zespołach podzielonych według obszarów naukowych: nauk humanistycznych, społecznych i o sztuce, nauk o życiu oraz nauk ścisłych i technicznych.

Podczas zajęć uczestnicy opracują plany zarządzania danymi, a następnie przedstawią swoje propozycje na forum. Warsztaty zakończą się podsumowaniem i omówieniem najczęściej popełnianych błędów.

Szczegóły i rejestracja

  • Warsztaty dla administracji – szkolenie dla pracowników jednostek naukowych

Warsztaty poprowadzą pracownicy NCN, którzy na co dzień zajmują się obsługą projektów badawczych oraz współpracą z administracją jednostek naukowych. Podczas spotkania omówione zostaną kluczowe kwestie związane z realizacją grantów, w tym procedury od podpisania umowy po zakończenie projektu, aneksowanie, raportowanie, rozliczanie oraz analiza problemów zgłoszonych przez uczestników.

Rejestracją uczestników na te warsztaty zajmują się uczelnie współorganizujące Dni NCN.

Patronem medialnym Dni NCN jest Forum Akademickie oraz Nauka w Polsce PAP.

Przedsięwzięcie pn. „Zbudowanie systemu koordynacji i monitorowania regionalnych działań na rzecz kształcenia zawodowego, szkolnictwa wyższego oraz uczenia się przez całe życie, w tym uczenia się dorosłych” realizowane w ramach inwestycji A.3.1.1 Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększenia OdpornościPrzedsięwzięcie pn. „Zbudowanie systemu koordynacji i monitorowania regionalnych działań na rzecz kształcenia zawodowego, szkolnictwa wyższego oraz uczenia się przez całe życie, w tym uczenia się dorosłych” realizowane w ramach inwestycji A.3.1.1 Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększenia Odporności

Marcowe konkursy NCN ogłoszone

pon., 17/03/2025 - 12:00
Kod CSS i JS

Otwieramy nabór wniosków w konkursach OPUS 29 i PRELUDIUM 24 na projekty badawcze realizowane w obszarze badań podstawowych przez naukowczynie i naukowców na różnych etapach kariery. Budżet obu konkursów wynosi łącznie 600 mln zł.

Ogłoszone dziś konkursy są stałymi i dobrze znanymi elementami portfolio NCN. Dzięki grantom OPUS i PRELUDIUM badaczki i badacze mogą realizować projekty naukowe w jednostkach na terenie kraju. Tematyka projektów może być dowolna w ramach 26 paneli NCN, jednak zaplanowane badania muszą mieścić się w obszarze badań podstawowych, czyli prac empirycznych lub teoretycznych mających przede wszystkim na celu zdobywanie nowej wiedzy o podstawach zjawisk i obserwowalnych faktów bez nastawienia na bezpośrednie zastosowanie komercyjne.

Dwudziesta dziewiąta edycja OPUS to szansa dla naukowców na każdym etapie kariery naukowej aby zdobyć grant na realizację projektu badawczego trwającego 12, 24, 36 lub 48 miesięcy. Projekty OPUS można realizować bez udziału partnerów zagranicznych, ale również we współpracy z partnerami z zagranicznych instytucji naukowych lub z wykorzystaniem przez polskie zespoły badawcze wielkich międzynarodowych urządzeń badawczych (bez projektów LAP).

W konkursie nie ma kryteriów wstępnych dotyczących posiadanych stopni naukowych lub zaawansowania kariery naukowej, może w nim wziąć udział nawet osoba bez stopnia doktora. Kierownik projektu musi mieć w swoim dorobku naukowym co najmniej jedną opublikowaną lub przyjętą do druku pracę naukową. Budżet pojedynczego projektu nie jest ograniczony, jednak musi być uzasadniony przedmiotem i zakresem badań. W kosztorysie można zaplanować takie pozycje jak wynagrodzenia dla kierownika i wykonawców projektu (w tym na stanowisku typu post-doc), stypendia, zakup aparatury naukowo-badawczej, urządzeń, oprogramowania, materiałów i drobnego sprzętu, usługi obce, wyjazdy służbowe, wizyty, konsultacje i inne koszty niezbędne do realizacji projektu.

Konkurs PRELUDIUM 24 jest skierowany do badaczek i badaczy będących na początku kariery naukowej, którzy jeszcze nie mają stopnia doktora. W konkursie można uzyskać grant w wysokości maksymalnie 70 tys. zł, 140 tys. zł lub 210 tys. zł na finansowanie projektu trwającego odpowiednio 12, 24 lub 36 miesięcy.

Zespół badawczy w projekcie PRELUDIUM może się składać maksymalnie z trzech osób, w tym kierownika projektu i opiekuna naukowego. W budżecie projektu można zaplanować wynagrodzenie dla zespołu badawczego (kierownika i opcjonalnie wykonawcy), zakup lub wytworzenie aparatury naukowo-badawczej, urządzeń i oprogramowania, zakup materiałów i drobnego sprzętu, usługi obce, wyjazdy służbowe, wizyty, konsultacje, gratyfikacje dla wykonawców zbiorowych i inne koszty niezbędne do realizacji projektu.

Budżet całkowity OPUS 29 wynosi 550 mln zł i jest wyższy od budżetu poprzedniej edycji tego konkursu w momencie jej otwarcia o 100 mln zł. W przypadku PRELUDIUM 24 budżet to 50 mln zł, czyli o 10 mln zł więcej od poprzedniej edycji. Pule poszczególnych konkursów mogą być podwyższane przez Radę NCN w czasie ich trwania, w zależności od różnych czynników, np. liczby złożonych wniosków i dostępnych środków w budżecie NCN.

Wnioski w konkursach OPUS 29 i PRELUDIUM 24 przyjmujemy od 21 marca do 17 czerwca do godziny 16:00 za pośrednictwem systemu OSF.

Ocena wniosków i ogłoszenie wyników

Wnioski w konkursach OPUS i PRELUDIUM są oceniane w ramach zespołów ekspertów w poszczególnych panelach dziedzinowych (np. HS1, NZ1, ST1). Wyboru panelu dokonuje kierownik projektu na etapie sporządzania wniosku. Przypominamy, że od września 2024 roku obowiązuje zmieniony wykaz 26 paneli NCN.

Wnioski po przejściu oceny formalnej są ocenianie merytorycznie w dwóch etapach, przez zespół ekspertów powoływany przez Radę NCN spośród wybitnych naukowców, polskich i zagranicznych, posiadających przynajmniej stopień naukowy doktora. W pierwszym etapie członkowie zespołu sporządzają indywidualne opinie do wniosków na podstawie m.in. skróconego opisu wniosku (każdy wniosek ma minimum dwie opinie), a następnie podczas pierwszego posiedzenia zespołu omawiają wszystkie wnioski i ustalają ich ocenę, uwzględniając sporządzone opinie. Na posiedzeniu zespół ustala listę wniosków skierowanych do II etapu oceny.

W drugim etapie wnioski są kierowane do co najmniej do dwóch recenzentów, czyli ekspertów zewnętrznych niebędących członkami zespołów ekspertów. Przygotowują oni indywidualne opinie na podstawie m.in. opisu szczegółowego wniosku. Zespół Ekspertów opierając się na opiniach recenzentów oraz dyskusji podczas drugiego posiedzenia ustala listę rankingową ze wskazaniem wniosków rekomendowanych do finansowania.

O ocenie wniosków w NCN można posłuchać w podcaście nr 2/2023. Jak oceniamy wnioski? oraz podcaście nr 3, 2024. Ocena wniosków cz. 2

Wyniki konkursu zostaną opublikowane do 6 miesięcy od upływu terminu składania wniosków, nie później niż w grudniu 2025 r.

Konkurs M.ERA-NET 3 Call 2025 otwarty

wt., 04/03/2025 - 15:30
Kod CSS i JS

We współpracy z siecią M-ERA.NET 3 ogłaszamy konkurs na międzynarodowe projekty badawcze dotyczące nauki o materiałach i inżynierii materiałowej oraz niskoemisyjnych technologii energetycznych, a także badań nad materiałami na potrzeby przyszłych technologii produkcji akumulatorów, zgodnie z założeniami Europejskiego Zielonego Ładu.

Konkurs M.ERA-NET 3 Call 2025 jest skierowany do konsorcjów międzynarodowych złożonych z co najmniej trzech zespołów badawczych pochodzących z różnych krajów biorących udział w konkursie. Naukowcy przygotowujący wnioski powinni skoncentrować się na nadrzędnych celach programu M.ERA-NET, czyli wspieraniu Europejskiego Zielonego Ładu, dążeniu do realizacji Celów Zrównoważonego Rozwoju ONZ, zwiększania korzyści społeczno-ekologicznych w kontekście odpowiedzialności badań i innowacji, wspieranie łańcucha innowacji oraz wzmacnianie interdyscyplinarności badań.

Konkurs obejmuje następujące tematy z zakresu nauk o materiałach i inżynierii materiałowej:

  1. Sustainable materials for energy applications,
  2. Innovative surfaces, coatings and interfaces,
  3. Advanced composites and lightweight materials,
  4. Functional materials,
  5. Materials addressing environmental challenges,
  6. Next generation materials for electronics.

W konkursie po polskiej stronie biorą udział Narodowe Centrum Nauki i Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Naukowcy pracujący w jednostkach naukowych w kraju mogą ubiegać się o finansowanie w jednej z tych agencji, w zależności od zakresu planowanych badań. NCN finansuje projekty obejmujące badania podstawowe (Technology Readiness Level 1-4) , bez udziału partnera przemysłowego. Narodowe Centrum Badań i Rozwoju umożliwia realizację projektów, które zaczynają się od TRL 3-6 a kończą na TRL 5-8, udział partnera przemysłowego jest konieczny.

W konkursie M.ERA-NET 3 Call 2025 naukowcy mogą planować swoje projekty na 24 lub 36 miesięcy. Kierownik polskiego zespołu musi mieć co najmniej stopień doktora. Budżet może obejmować środki na wynagrodzenia, zakup lub wytworzenie aparatury naukowo-badawczej, urządzeń i oprogramowania, usługi obce, wyjazdy, konsultacje i inne niezbędne do realizacji projektu wydatki.

Zespoły chcące ubiegać się o finansowanie w konkursie M.ERA-NET 3 Call 2025 powinny najpierw przygotować we współpracy z parterami zagranicznymi wnioski wstępne tzw. pre-proposals i złożyć je do 13 maja 2025 r. do godziny 12:00 za pośrednictwem międzynarodowego systemu M-ERA.NET Submission System. Wnioski będą oceniane przez międzynarodowy zespół ekspertów, a wybrane konsorcja międzynarodowe zostaną zaproszone do złożenia wniosku pełnego tzw. full proposal. Ogłoszenie wyników jest zaplanowane na luty 2026 roku.

Nauka to nie biznesplan

wt., 04/03/2025 - 12:00
Kod CSS i JS

Każda ambitna praca naukowa wiąże się z ryzykiem. Czasem przez rok badamy jakiś temat, wszystko wydaje się obiecujące, a potem okazuje się, że nic nie wychodzi i nie jesteśmy ani trochę mądrzejsi niż na początku. Nie zawsze się udaje, ale kluczowe jest poszukiwanie nowych rozwiązań zamiast podążania utartymi ścieżkami – mówi dr Krzysztof Szade. Biochemik z UJ w rozmowie z Anną Korzekwą-Józefowicz, opowiedział o wyzwaniach naukowych i realiach pracy w Polsce.

Dr Krzysztof Szade, fot. archiwum prywatneDr Krzysztof Szade, fot. archiwum prywatne Dr Krzysztof Szade jest biochemikiem, zajmuje się krwiotwórczymi komórkami macierzystymi, pracuje na Wydziale Biochemii, Biofizyki i Biotechnologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Na rodzimą uczelnię wrócił po stażu podoktorskim na Stanford University. Jest laureatem trzech konkursów finansowanych przez NCN i programów FNP. W 2022 otrzymał grant ERC na realizację projektu pt. What does your blood remember? The memory of hematopoietic stem cells.

Wszystkie komórki krwi, czyli czerwone i białe krwinki oraz płytki krwi, powstają z krwiotwórczych komórek macierzystych. Szacuje się, że w organizmie człowieka w ciągu sekundy powstaje milion nowych komórek krwi, a proces ten przez całe życie opiera się właśnie na krwiotwórczych komórkach macierzystych. Mechanizmy regulujące produkcję krwi muszą działać niezwykle precyzyjnie – jeśli komórek powstanie za mało, może dojść do anemii, jeśli za dużo – również pojawiają się poważne konsekwencje. Krótkoterminowo organizm potrafi zwiększyć wytwarzanie określonych komórek, ale ostatecznie musi przywrócić równowagę i przebudować cały system.

Krzysztof Szade wraz z zespołem bada jak układ krwiotwórczy reaguje na różne wyzwania i jak się odbudowuje po ich zakończeniu. – Jeżeli zaczynamy intensywnie trenować, na przykład przygotowując się do Tour de France, organizm zwiększa produkcję czerwonych krwinek, żeby poprawić wydolność tlenową. Jeśli mamy przewlekły stan zapalny, potrzebujemy więcej białych krwinek, żeby organizm mógł skutecznie walczyć z infekcją. Cały ten proces jest ściśle regulowany, a my badamy, jak powstają komórki krwi i jak ich produkcja jest kontrolowana na różnych etapach życia – wyjaśnia naukowiec.

Pamięć komórek macierzystych

W projekcie ERC naukowiec bada krwiotwórcze komórki macierzyste, analizując ich zdolność do zapamiętywania wcześniejszych zdarzeń i wykorzystywania tej pamięci przy ponownej odpowiedzi na bodźce.

Skład naszej krwi zmienia się wraz z wiekiem. Jeśli organizm wielokrotnie przechodził infekcje bakteryjne, pewne klony komórek macierzystych mogą „nauczyć się” preferencyjnej produkcji granulocytów. Inne z kolei mogą wykazywać tendencję do zwiększonej produkcji czerwonych krwinek. Z biegiem czasu coraz więcej komórek macierzystych nabiera takich preferencji. – Chcemy sprawdzić, czy pamięć komórek macierzystych i ich „ukierunkowanie” na produkcję określonych typów komórek mogą przynosić korzyści. A jeśli tak, to czy możliwe byłoby kontrolowanie tej pamięci. Na przykład czy moglibyśmy zaprogramować układ krwiotwórczy, aby przygotować go na nadchodzący sezon infekcyjny – mówi.

Naukowiec podkreśla, że to na razie jedynie hipoteza, ale właśnie w tym kierunku zmierzają badania jego zespołu.

Akumulacja mutacji i ryzyko nowotworów

Krwiotwórcze komórki macierzyste mogą mieć też swoje ciemne oblicze. Przez to, że są długowieczne, mogą akumulować mutacje. – Przeciętny granulocyt żyje w organizmie 24 godziny – w takim czasie nie zdąży nagromadzić wystarczającej liczby mutacji, żeby stać się komórką nowotworową. Krwiotwórcze komórki macierzyste są z nami przez całe życie. Pierwszą mutację możemy „złapać” w wieku 5 lat, drugą w wieku 20, kolejną w wieku 45 – i nagle robi się niebezpiecznie – opowiada. W realizowanym obecnie projekcie NCN analizuje, w jaki sposób przedbiałaczkowe komórki macierzyste przyczyniają się do rozwoju ostrych białaczek limfoblastycznych i mieloidalnych. – To komórki, które już nagromadziły mutacje, ale jeszcze nie powodują objawów choroby. Jednak kolejna mutacja może być punktem krytycznym, który uruchomi proces nowotworowy. Pytanie, na które szukamy odpowiedzi, brzmi: czy jesteśmy w stanie wychwycić takie komórki, zanim przekształcą się w pełnoobjawowy nowotwór – mówi.

Mikrośrodowisko komórek macierzystych

Oprócz samych komórek macierzystych zespół dr. Szade bada także ich mikrośrodowisko, czyli tzw. niszę. Komórki macierzyste potrzebują bardzo specyficznych warunków w szpiku kostnym. Ich funkcjonowanie zależy od otaczających je komórek i sygnałów molekularnych. Naukowcy próbują zrozumieć, jakie warunki muszą zostać spełnione, żeby komórki macierzyste działały prawidłowo. – Interesuje nas, czy można w tej niszy coś zmienić, podmienić jedne komórki na inne, poprawiając warunki dla komórek macierzystych. Chcemy ustalić na przykład, co takiego produkują komórki śródbłonka, że komórki krwiotwórcze nie mogą bez nich funkcjonować? – opowiada.

Rozumienie mechanizmów regulujących układ krwiotwórczy może pomóc w lepszym projektowaniu terapii – zarówno w zakresie chorób nowotworowych, jak i wzmocnienia odporności. – To są długofalowe cele, ale właśnie one napędzają nasze badania – podkreśla dr Szade.

Zespół dra Krzysztofa Szade, fot. archiwum prywatneZespół dra Krzysztofa Szade, fot. archiwum prywatne

Powrót z misją

Anna Korzekwa-Józefowicz: Powiedział Pan w styczniu w rozmowie z "Forum Akademickim", że świadomie zdecydował się na powrót do kraju i chce zrobić wszystko, by w dłuższej perspektywie takich osób było więcej. Co wpłynęło na Pana decyzję o powrocie?

Krzysztof Szade: Razem z żoną, która również pracuje naukowo w pokrewnej dziedzinie i która także była na Stanfordzie, od początku planowaliśmy wrócić do Polski, by tu rozwijać nasze badania. Z jednej strony chodziło o względy rodzinne, z drugiej – o chęć przeniesienia zdobytej wiedzy i pokazania, że w Polsce można prowadzić naukę na światowym poziomie.

Chcieliśmy zobaczyć, jak funkcjonuje nauka w najlepszych ośrodkach, a potem spróbować działać w podobny sposób tutaj.

Spędziliśmy na Stanfordzie dwa lata. Według amerykańskich standardów to był dość krótki pobyt, ale dla naszej pracy miał kluczowe znaczenie. Miałem szczęście trafić do świetnego laboratorium i znakomitego profesora, Irvinga Weissmana. To on otworzył nowe perspektywy w dziedzinie badań nad krwiotwórczymi komórkami macierzystymi. Poza tym, że jest wybitnym naukowcem, to także świetnym człowiekiem. Praca z nim wiele mi dała i do dziś widzę jej efekty.

Czego się Pan od niego nauczył?

Pamiętam taki przykład: Ukazała się praca w mojej działce, opublikowana w Cell – czyli w jednym z najlepszych czasopism, w których można publikować w naszej dziedzinie. Przychodzimy do Irva i mówimy: Irv, zobacz, coś tu się nie zgadza, spójrz na tę figurę. A on na to: Zostawcie to. Ta praca niczego nie zmieni. Pomyślcie o czymś innym. I dał nam takie zadanie: A gdybyście stworzyli system, który pozwalałby zobaczyć, jak jedna komórka łączy się z drugą, żeby w tej drugiej komórce pojawił się jakiś znacznik? W tym systemie wszystkie problemy, które są w tej pracy, zostałyby rozwiązane dużo lepiej.

Potem Irv przez trzy miesiące podróżował, ale my już wiedzieliśmy, co mamy robić. On dawał jasny kierunek, w którym warto iść. I właśnie od niego nauczyłem się, jak ważne jest zdefiniowanie problemu w nauce. Co tak naprawdę jest najważniejszą kwestią w danej dziedzinie? Bo to wcale nie jest takie oczywiste.

Od niego przejąłem też taką postawę, by ciągle myśleć o tym, co otworzy nowy kierunek badań, co ma największy potencjał, a niekoniecznie kierować się tylko tym, co akurat powstaje w CellNature czy innych prestiżowych czasopismach, bo to nie zawsze pokrywa się z trendami, które będą kluczowe w przyszłości. Ważna jest umiejętność podejmowania tematów, które są jeszcze mało opisane.

Badań w Pana dziedzinie nie da się prowadzić bez dobrze wyposażonych laboratoriów. Na ile warunki pracy w Polsce różnią się od tych, które miał Pan na Stanfordzie?

Jeśli chodzi o kwestie techniczne i infrastrukturalne, to dostęp do wysokiej jakości aparatury badawczej nie jest w tej chwili problemem.

Moja dziedzina wymaga intensywnej pracy na zwierzętach laboratoryjnych. Pracujemy z komórkami macierzystymi, badamy rzadkie populacje komórek, musimy je dokładnie analizować i sortować. Na uniwersytecie mamy zwierzętarnie i niezbędną infrastrukturę. Dzięki nowym grantom, także ERC, mogłem tę infrastrukturę rozwijać. Gdy przyjeżdżają naukowcy z zagranicy, często mówią: „Masz tu wszystko, czego potrzebujesz”.

Oczywiście, pewne braki nadal istnieją. Lepszy mikroskop, możliwość korzystania z niego na miejscu – to by się przydało, ale to nie jest najważniejsze.

Czego w takim razie brakuje?

W Stanach zobaczyłem, jak wygląda kultura otwartości i konstruktywnej krytyki, która stymuluje do poszukiwania nowych rozwiązań. Pamiętam swoje pierwsze zebranie – po kilku miesiącach pracy w końcu miałem wyniki, byłem dumny, pokazałem je na spotkaniu. I wtedy wstał kolega, teraz profesor na Stanfordzie, i mówi: „To jest do niczego. Idź, popraw to, to i to, wtedy pogadamy”. Nikt się nie obrażał – wszyscy dyskutowali, podrzucali pomysły, żartowali. I to działało – projekty naprawdę nabierały tempa. W Polsce wciąż tego brakuje.

Chciałbym pracować w miejscu, gdzie stale pojawiają się nowi ludzie, nowe pomysły, nowe granty, gdzie jest dopływ świeżej krwi.

Rozumiem, że nie jest z tym w tej chwili najlepiej.

Potrzebujemy rozwiązań, które będą wspierały otwartość uniwersytetów. Dzisiaj problemem jest skostniała struktura – ktoś dostaje etat na uczelni i po prostu zostaje w niej na dekady. Tylko nieliczne jednostki w Polsce działają inaczej, w bardziej otwarty sposób – tworzą nowe pozycje, wspierają powstawanie nowych grup, dzielą się infrastrukturą.

Ogłaszajmy konkursy dla naukowców, którzy udowodnili swoją aktywność, i twórzmy dla nich odpowiednie warunki. Wielu naukowców, którzy odbyli staże zagranicą, mogłoby wrócić, by dzielić się zdobytym doświadczeniem, ale często napotykają na problem braku miejsc. System powinien wspierać tych, którzy zdobywali wiedzę na najlepszych uczelniach.

Sam dostałem etat w ramach grantu ERC, wcześniej go nie miałem. Gdybym nie otrzymał tego grantu i skończyłby się moje projekty finansowane przez NCN, nie miałbym dalszych możliwości i prawdopodobnie nie pracowałbym już w nauce.

Są fundusze unijne na rozwój najlepszych jednostek naukowych, ale warto powiązać ich finansowanie z konkretnymi działaniami, np. liczbą nowo utworzonych grup badawczych. Ciągłość dydaktyczna jest ważna, ale równie istotne jest otwieranie nowych kierunków naukowych i dydaktycznych. Jeśli uczelnia faktycznie inwestuje w rozwój i otwiera się na nowych ludzi, powinna otrzymywać dodatkowe środki na to, by te grupy mogły się rozwijać. Inwestycja w rozwój nowych grup badawczych po prostu się opłaca.

Co jeszcze, oprócz większej otwartości uczelni, powinno się zmienić?

Jednym z największych problemów w Polsce jest marnowanie zasobów. Czasem odwiedzam jednostki badawcze, które są świetnie wyposażone – mają nowoczesny sprzęt, doskonałą infrastrukturę, ale nic się w nich nie dzieje. Na Zachodzie to nie do pomyślenia – tam naukowcy walczą o dostęp do aparatury, rezerwują sloty na analizy w niedzielę o 20:00, sprzęt jest w ciągłym użyciu. U nas brakuje takiej efektywności. Może warto byłoby wprowadzić system raportowania wykorzystania sprzętu – ile procent czasu faktycznie pracuje, kto z niego korzysta? Jeśli inwestujemy w infrastrukturę, to nie może ona stać nieużywana.

W Krakowie staramy się to zmieniać – forsujemy model wspólnych jednostek międzywydziałowych, w których sprzęt byłby dostępny dla większej liczby badaczy. Mamy aparaturę, która jest wykorzystywana mniej, więc powinniśmy szukać grup badawczych, które mogą ją efektywnie wykorzystać. Jeśli mamy np. cytometry przepływowe, czy dobrze wyposażoną zwierzętarnię, to powinniśmy aktywnie szukać zespołów, które mogą z nich korzystać.

Jest Pan jedną z osób zaangażowanych w działania na rzecz zwiększenia budżetu NCN, ale w kwestii postulowania większego budżetu dla nauki w ogóle, wydaje się Pan bardziej ostrożny. W przywołanym już wywiadzie stwierdził Pan, że 3% PKB na naukę to dobra propozycja, jednak dalsze zwiększanie finansowania bez wprowadzenia zmian strukturalnych nie przyniesie oczekiwanych efektów.

Trzeba jasno powiedzieć – wysokość nakładów na naukę w Polsce jest głównym czynnikiem limitującym jakiekolwiek zmiany. Jesteśmy szóstą gospodarką Europy, a jednocześnie pod względem procenta PKB przeznaczanego na naukę jesteśmy w ogonie. To absurd. Na szczęście coraz częściej słychać głosy, że trzeba to zmienić. Podpisuję się pod tym obiema rękami – 3% PKB na naukę to cel, do którego powinniśmy dążyć.

Ale samo wpompowanie pieniędzy w system nie wystarczy, jeśli nie pójdą za tym reformy.

Pojawiają się pomysły, żeby wszystkim dać więcej środków, ale to jest droga donikąd. Efektywne systemy finansowania nauki na świecie inwestują tam, gdzie jest jakość i rzeczywiste osiągnięcia.

Finansowanie powinno w pierwszej kolejności wspierać miejsca, gdzie prowadzone są badania najwyższej jakości i gdzie stosuje się rzetelną ocenę naukową, dlatego system grantowy to podstawa. Potrzebujemy przejrzystych kryteriów oceny oraz kierowania funduszy tam, gdzie osiągane są najlepsze wyniki. Finansowanie nie może opierać się wyłącznie na środkach statutowych, ponieważ może to prowadzić do ich rozproszenia i ograniczenia efektywności.

Badacz zna wyniki najlepiej

W ogłoszonym niedawno przez premiera Donalda Tuska i ministra finansów Andrzeja Domańskiego programie rozwoju Polski nauka, w tym badania podstawowe, została uznana za jeden z filarów. Dzięki m.in. działaniom wspierającym NCN zmienia się dyskurs o nauce – politycy podkreślają, że każda złotówka zainwestowana w badania i innowacje przynosi wielokrotny zwrot dla gospodarki.

Nauka ma wartość samą w sobie.

W przypadku badań podstawowych nigdy nie można przewidzieć, które z nich doprowadzą do przełomowych wdrożeń. Przykładem może być receptor, na który działa Ozempic – kiedy badano go lata temu, nikt nie mógł przewidzieć, że stanie się celem terapeutycznym dla leku, który dziś napędza wzrost gospodarczy Danii dzięki firmie Novo Nordisk. Tego rodzaju odkryć nie da się zaplanować z góry.

Badania wdrożeniowe nie dają mi największej satysfakcji, ponieważ oprócz pracy naukowej wymagają także poszukiwania partnerów biznesowych i opracowania strategii komercjalizacji. Ale jak powiedział profesor Weissman, nikt nie zna lepiej wyników swoich badań niż sam badacz, dlatego to na nas spoczywa odpowiedzialność za dostrzeganie ich potencjalnych zastosowań. Powinniśmy nieustannie analizować nasze wyniki i zastanawiać się, czy mogą mieć praktyczne znaczenie, a jeśli tak – podejmować próby ich wdrożenia.

Sami coraz częściej nawiązujemy współpracę z klinicystami z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi i Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, aby przełożyć naszą wiedzę na praktykę. Szczególnie w kontekście badań nad białaczkami mamy teraz kilka obiecujących projektów.

Na czym polegają te badania?  

Skupiamy się na mechanizmach klonalnej ewolucji nowotworu, czyli na tym, jak w komórkach macierzystych gromadzą się mutacje prowadzące do białaczki. Często mówi się o tzw. „ostatecznym uderzeniu” – mutacji, która bezpośrednio wywołuje chorobę. Chemioterapia może skutecznie eliminować komórki białaczkowe, ale nie zawsze usuwa te przedbiałaczkowe, które już wcześniej nagromadziły mutacje. Jeśli jedna z nich zyska nową mutację, proces zaczyna się od nowa, często w bardziej opornej formie.

Aby skutecznie leczyć białaczkę, musimy zrozumieć te ścieżki rozwoju od samego początku – od komórek macierzystych. Kluczowe są badania na poziomie pojedynczych komórek, bo nie możemy analizować ich w masie, wrzucając do wspólnej próbki. To trudne i kosztowne, ale daje precyzyjne informacje o tym, które komórki mogą stać się nowotworowe i gdzie najlepiej uderzyć, aby zatrzymać chorobę u źródła.

Analizujemy próbki szpiku od pacjentów z białaczką, by znaleźć rzadkie komórki macierzyste, których w standardowej diagnostyce się nie bada. W przypadku dzieci z białaczką limfoblastyczną nawet 80% szpiku mogą stanowić komórki nowotworowe, ale wśród nich staramy się odnaleźć i przeanalizować komórki macierzyste – ocenić, czy są zdrowe, czy już obciążone mutacjami. To istotne, bo to one będą potrzebne organizmowi po leczeniu i rekonwalescencji.

Naszym celem jest sprawdzenie czy analiza tych wczesnych etapów nowotworzenia może pomóc w lepszym leczeniu białaczek w przyszłości.

Jednym z postulatów podnoszonym przez badaczki i badaczy – oprócz wzrostu finansowania dobrej nauki – jest zmiana ustawy o zamówieniach publicznych.

Prawo zamówień publicznych torpeduje naukę w Polsce. Rozumiem jego sens, ale w badaniach zupełnie się nie sprawdza. Zamiast zajmować się badaniami, piszemy kolejne wnioski i uzasadnienia, żeby móc przenieść środki tam, gdzie są najbardziej potrzebne. To trochę jak w tym dowcipie o zajączku, który przychodzi na stację benzynową i pyta:

– Ile kosztuje kropelka benzyny? – Kropelka? Nic nie kosztuje. – To proszę mi nakapać cały bak.

I tak samo jest u nas – każda pojedyncza procedura wygląda na drobiazg, ale gdy zsumujemy ich setki, to cały czas, który moglibyśmy przeznaczyć na badania, dosłownie „kapie” w biurokratyczne formularze.

Mam generalnie wrażenie, że pomysły w Polsce mamy wcale nie gorsze niż te za granicą, ale ich wdrożenie tu jest znacznie trudniejsze. Po pierwsze, to właśnie ogromna biurokracja i przepisy, które wiążą naukowcom ręce. Po drugie, brakuje nam odpowiedniego wsparcia technicznego. Mamy świetny sprzęt, ale nie inwestujemy w ludzi, którzy umieliby go w pełni wykorzystać. Potrzebni są specjaliści, którzy nie muszą starać się o granty i pisać publikacji, tylko po prostu wiedzą, jak maksymalnie efektywnie obsługiwać aparaturę. Tego bardzo brakuje, a bez tego nasze laboratoria nie działają tak sprawnie, jak by mogły.

Dojrzały pomysł na ERC

Mówi Pan o wartościowych pomysłach polskich naukowców. W statystykach Europejskiej Rady ds. Badań Naukowych tego nie widać – spośród około 17 tys. przyznanych przez agencję grantów, mniej niż 100 było lub jest realizowanych w Polsce. Jakie działania mogłyby przyczynić się do zwiększenia tej liczby?

Jest wiele osób, które są bardzo dobre, publikują na wysokim poziomie i starają się o te granty, ale wiadomo, że konkurencja jest ogromna i nie zawsze udaje się zdobyć dofinansowanie. Warto pamiętać, że sukces zależy nie tylko od jakości projektu, ale również od czynników losowych, takich jak skład panelu czy recenzentów. Średni współczynnik sukcesu w ERC wynosi 10–15%, co oznacza, że nawet świetni naukowcy mogą nie dostać finansowania. Dlatego kluczowe jest podejmowanie prób – im więcej aplikacji, tym większe są szanse na sukces.

Dla mnie największą wartością ERC jest jakość i liczba recenzji oraz fakt, że wnioski oceniają najlepsi eksperci. To sprawia, że ten grant rzeczywiście jest wyróżnieniem – przejście przez ten proces ewaluacji wiele znaczy.

Jedna z moich poprzednich rozmówczyń, prof. Róża Szweda, podkreślała, że w staraniach o grant ERC bardzo ważna jest rozpoznawalność. To nie tylko kwestia dobrze opracowanego wniosku, ale także budowania swojej pozycji w środowisku.

Rozpoznawalność na pewno pomaga. Jeśli aktywnie uczestniczymy w konferencjach, dyskutujemy z ekspertami, prezentujemy im nasze prace, to oczywiście może to pomóc – zwłaszcza, że właśnie ci ludzie mogą potem oceniać nasze wnioski. Nie jest to jednak decydujące. To nasze wcześniejsze publikacje i dorobek pokazują, kim jesteśmy jako badacze.

Myślę, że kluczowa jest otwartość na krytykę – pomysł na projekt powinien być omawiany i poddawany weryfikacji jak najwcześniej. Mój pomysł na grant ERC pojawił się jeszcze pod koniec doktoratu, przed wyjazdem do Stanów. Tam zajmowałem się czymś zupełnie innym, ale temat wciąż miałem w głowie, konsultowałem go z wieloma osobami, w tym naukowcami spoza mojej wąskiej specjalizacji, patrząc na niego z różnych perspektyw. W końcu ktoś mi zasugerował: „Musisz spróbować”, i to zrobiłem – ale tylko dlatego, że pomysł był już wówczas dojrzały, dobrze przemyślany i poddany wcześniejszej krytyce.

Konsultacje z osobami spoza wąskiej dziedziny są bardzo ważne. Także one powinny zrozumieć istotę projektu, dostrzec gap in the knowledge, który próbuje się wypełnić, i zobaczyć, do czego proponowane rozwiązanie może się przyczynić.

Jeśli chodzi o sam wniosek, to zawsze powtarzam, że najważniejsza jest pierwsza strona. Na tej stronie musi być jasno określony problem badawczy, sposób jego rozwiązania oraz to, co z tego wyniknie. Ważne jest, aby opis wskazywał, jak projekt przełamuje dotychczasowy status quo.

W Stanach, kiedy pisałem wnioski do National Institutes of Health, uczono mnie, że kluczowe są tzw. specific aims – precyzyjnie sformułowane cele badawcze. Jeśli są dobrze opracowane, cały wniosek można potem sprawnie dopracować, bo widać, że badacz ma już jasno określoną koncepcję i wie, co chce zrobić.

Wcześniejsze doświadczenia z w konkursach krajowych – NCN i FNP – miały wpływ na Pana wynik w konkursie ERC?

Dr Krzysztof Szade, fot. archiwum prywatneDr Krzysztof Szade, fot. archiwum prywatne Zdecydowanie tak. Wnioski do NCN i ERC piszę w podobny sposób, choć oczywiście projekt składany do ERC musi wykraczać poza standardowe podejście. Staram się podejmować ryzykowne wyzwania, zamiast ograniczać się do tematów, których realizacja jest w pełni przewidywalna.

Nauka to nie biznesplan. Czasem przez rok badamy jakiś temat, inwestujemy mnóstwo pieniędzy, wszystko wydaje się obiecujące, a potem okazuje się, że nic z tego nie wychodzi i nie jesteśmy ani trochę mądrzejsi niż na początku.

Każda ambitna praca wiąże się z ryzykiem. W nauce często mówi się o zasadzie „high risk, high gain”, ale równie dobrze może być „high risk, high fall”. Bywa, że projekt, który wydawał się świetnym pomysłem, okazuje się niemożliwy do realizacji przez nieprzewidziane czynniki, które wszystko komplikują.

Nie zawsze się udaje, ale kluczowe jest poszukiwanie nowych rozwiązań zamiast podążania utartymi ścieżkami.

Wspomniał Pan, że na Stanfordzie była też Pana żona. Dr Agata Szade jest bardzo aktywną naukowczynią, pracuje w pokrewnej dziedzinie, jej praca była wielokrotnie doceniana przez polskie i międzynarodowe gremia.

Tak, i to ma dla mnie ogromne znaczenie – cieszę się, że oboje możemy rozwijać się naukowo. To jednak wymaga wielu kompromisów. Często musimy wybierać: jedna konferencja tu, druga tam – a ktoś musi zostać z dziećmi. Praca naukowca nie kończy się o 17:00, więc pogodzenie jej z życiem rodzinnym bywa wyzwaniem. Nie jest to łatwe, ale możliwe. Dlatego tak ważne są programy wspierające naukowców w łączeniu kariery z rodzicielstwem. NCN dobrze to realizuje, np. umożliwiając przedłużenie okresu aplikowania o granty o czas wynikający z obowiązków macierzyńskich. Bez tego byłoby znacznie trudniej.

W cyklu wywiadów NCN o badaniach, ścieżkach kariery, godzeniu ról zawodowych i prywatnych poprzednio ukazały się m.in. wywiady z laureatkami grantów ERC prof. Anną Matysiak, demografką i ekonomistką, prof. Różą Szwedą, chemiczką polimerów i prof. Ewą Szczurek, informatyczką oraz stypendystkami programu L’Oréal-UNESCO Dla Kobiet i Nauki – dr Zuzanną Świrad oraz dr Martą Pacią i dr Aleksandrą Rutkowską

W ostatnim odcinku podcastu NCN rozmawialiśmy o badaniach i ocenie wniosków w konkursach ERC z historyczką sztuki, prof. Grażyną Jurkowlaniec i neurobiolożką, prof. Eweliną Knapską.